Terry Pratchett: Mort, tłumaczenie: Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka 1996.
Śmierć wymaga urlopu, bo Śmierć się wypalił zawodowo! Toteż kiedy nadarzy się okazja, przyjmuje ucznia, czy raczej, terminatora. Mimo iż adoptowana córa Śmierci początkowo wydaje się niezbyt zachwycona, a i Albert, kucharz i prawa ręka gospodarza, również nie zbyt przychylnym okiem patrzy na tego dziwnego, rozlazłego chłopaka, to stało się.
Oto Mortimer, zwany Mortem, pochodzi z biednej rodziny, dużo myśli, jest ciekawy świata. Wszystko idzie jak po maśle. Mort poznaje tajniki zawodu, przykłada się do nauki. Jest dobrze do czasu, gdy na horyzoncie pojawia się pewna księżniczka. Wiadomo zresztą, że pojawiające się nagle księżniczki oznaczają kłopoty. I kiedy Śmierć w najlepsze korzysta z rozrywek tego świata, tzn. wędkuje, smakuje alkohole, realizuje się jako kucharz, nagle zostaje zmuszony do powrotu.
Terry Pratchett w pełnej krasie: groteska, czarny humor, absurd (któż by nie lubił Śmierci głaszczącego małe kotki!), a nade wszystko, humanizm.
Dodaj komentarz