Jo Nesbø: Syn, tłumaczenie: Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2014.
„Syn” porywa bez reszty. Porywa tak, że nie można przestać czytać. Wchodzimy znów w świat Jo Nesbø. Świat ścierania się wartości. Świat, w którym nie ma jednej prostej odpowiedzi; nie ma dobrych i złych. Świat, który długo w nas zostaje.
Sonny Lofthus, główny bohater, heroinista, odsiadujący wyrok za dwa morderstwa, zanim trafił do więziennej twierdzy w zimnym Oslo, był świetnie zapowiadającym się sportowcem. Jego życie legło w gruzach kiedy to wspaniały, nieskazitelny ojciec, przyjaciel i autorytet został oskarżony o korupcję i popełnił samobójstwo. Za kratami chłopak uzyskał wśród więźniów specjany status. Stał się ich.. spowiednikiem, to jest tym, który ma moc odpuszczania grzechów. Jest więc zbawicielem i uzdrowicielem. I tak trwał Sony w oparach heroiny, w aurze świętości, zamknięty w sobie do czasu, gdy w pewny zimny dzień przyszedł do niego po łaskę wymazania złych uczynków, umierający człowiek. Człowiek, który wiele miał na sumieniu, który wiele widział i wiedział. Owa spowiedź była katalizatorem, który kolejny raz zmienił bieg życia Syna. I tak Syn powstał z martwych. Nastał nowy czas – czas zapłaty. Kara. Sprawiedliwość. Prawda. Czy aby na pewno? Banalność zła. Jego istota. Łatwość współuczestnicwa w nim. I tym razem Norweg buduje nie tylko ciekawą wciągającą fabułę, ale ponownie zmusza czytelnika, by stanął i spojrzał na siebie, i na kondycję ludzką, na istotę moralności. I nie ma tu bohaterów jednoznacznie dobrych czy jednoznacznie złych. Tu są ludzie, tu jest codzienność, tu są wybory, które każdego dnia musimy podejmować.
Dodaj komentarz