I gdy się zeszli… powstała, jak powiedziała córka Agnieszki Osieckiej, Agata, piękna literatura, w dodatku przepięknie wydana. Świetna oprawa graficzna: zdjęcia, telegramy, kartki, listy plus błyskotliwe przypisy Magdy Umer. Choćby ten: „Spatif, czyli SPATiF – Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru i Filmu, ale także legendarny Klub Aktora (…). Niektórzy artyści spędzili tam połowę swojego dorosłego życia. Pili. Jeszcze się chyba nie narkotyzowali, chociaż kto ich tam wie.”(s. 16). Jest też przyjemny bonus w postaci płytki, na której korespondencję Jeremiego i Agnieszki czytają Piotr Machalica i wspomniana Magda Umer. Listy opowiadają historię zakochania, tęsknoty, rozczarowania i rozstania. On szanowany, uporządkowany, będący u szczytu swej kariery i szczeniacko zakochany; Ona, kochająca wolność – jak sama pisała „kundel przybłęda”, podziwiająca Go, początkowo romansuje trochę „na lipę”, On, ten łamacz kobiecych serc i bezwzględny uwodziciel, wpada w jej sidła. Piesze do Niej: „Panienko z Kępy!”, „Sofo Słowieńska” i „Całuję Cię w to drugie, niecałowane jeszcze przeze mnie ucho”, „I dodam jeszcze, że Cię kocham”. Ona do niego: „Ciągle sobie Ciebie wyobrażam, aż się w głowie kręci!”, „Coś Ty zrobił, Jeremi… -Zostawiłeś mnie samą w pustym mieście, w którym pełno jest tylko Twojej nieobecności (…). Coś ty zrobił z Warszawą…”.