Szczepan Twardoch: Morfina, Wydawnictwo Literackie 2012.
Konstanty Willemann, pół-Ślązak, bo matka – spolszczona Ślązaczka, pół-Niemiec, ojciec – pruski potem niemiecki oficer, budzi się na kacu pewnego październikowego dnia 1939 w pokonanej Warszawie. Willemann powie: „zgwałconej Warszawie”.
W stolicy, gdzie jeszcze chodzą elegancko ubrani ludzie, wciąż można zajrzeć do „Adrii”, by napić się kawy czy wódki. Aktualne są kapelusze i tweedowe marynarki. Bo jeszcze nie wiadomo do końca co to będzie, co się stanie. Wojna? Co to za wojna? Nasi ułani na konikach dadzą radę? A może nie dadzą, w końcu kampania wrześniowa…
Twardoch w najdrobniejszych detalach pokazuje nam ówczesną Warszawę. Jej rytm, jej dialog, jej zapach, jej scenerie. Motywem przewodnim jest jednak pytanie o tożsamość: kim jestem? Kim jest Konstanty Willemann? Z przebudzenia narkotycznego, z upojenia alkoholowego zjawia się wciąż to samo pytanie. Oto niespełniony artysta. Oto bywalec eleganckich lokali, no, w „Ziemiańskiej” siedzi obok Jarosława. Tak, Jarosława Iwaszkiewicza. Oto bawidamek. Oto Morfinista. Oto Hedonista. Mąż Heleny, córki endeckiego patrioty z Poznania. Kochanek Sali, rosyjskiej żydówki. Oto Ojciec Jureczka. Elegancko się nosi i eleganckim autem przemieszcza, mieszkający w Domu z Czekolady w kamienicy E. Wedla. Słowem: Król Życia. A tu wojna. Wojna, która wymaga by być kimś. Być Niemcem, być Polakiem. Być Niemcem, żeby zostać lepszym Polakiem. A Konstanty jest zwykle tym, kim chcą go widzieć otaczające go kobiety. Matka wychowuje go na Polaka no więc jest Polakiem. Hela chce by konspirował, to konspiruje. Sala chce kochanka, to ma kochanka. Willemann potrzebuje potwierdzać swoją istotę w oczach kobiet. Kobiety są silne. Kobiety wiedzą czego chcą. A Konstanty?
Jak u Gombrowicza: patriotyzm, tożsamość, Polska, konspiracje, akcje itp. itd.
A przez całą powieść towarzyszy Willemannowi, Narratorka. Narratorka Mojra? Narratorka Morfina? Narratorka Warszawa? Narratorka Polska? Idzie krok w krok za nim i przed nim, i obok. Zwraca się doń pieszczotliwie. Zna go i stara się go zgodnie ze swoją wolą stworzyć. Ale w paradę wchodzi Dzidzia. Dzidzia Rochacewicz. Arystokratka. Panna dobrze wychowana i świetnie wykształcona. Dzidzia, która zapyta nie o to kim jest Konstanty, lecz czy jesteśmy ludźmi. Czy Polacy są ludźmi? Czy Niemcy są ludźmi? Czy Żydzi są ludźmi? Czym jest Człowieczeństwo?
Koniec końców, forma się upomni.
Dodaj komentarz