Janusz Głowacki: Przyszłem, czyli jak pisałem scenariusz o Lechu Wałęsie dla Andrzeja Wajdy, Świat Książki, Warszawa 2013.
„Kiedy się mój parkingowy dowiedział, że piszę scenariusz o Lechu Wałęsie, zapytał: – Panie Januszu, Bolek czy nie Bolek?”.
„Chciałem wyjaśnić, że piszę tę książkę głównie ze skąpstwa, bo ze dwadzieścia scen, co je napisałem, i parę pomysłów do filmu nie weszło. A ja niektóre lubię, czyli jak mają zginąć na zawsze, to je lepiej zapiszę.” (Brak profeski, nie pamiętam, które to strony:)).
Scenariusz to pretekst. Tak, pretekst dla Janusza Głowackiego, by przypatrzeć się przemianom zachodzącym w polskości. Takie krzywe zwierciadło, takie odbicie tego jacy jesteśmy.
Kanwę historii od elektryka biorącego udział w strajkach w stoczni w 1970 do prezydenta przemawiającego w Kongresie Stanów Zjednoczonych Janusz Głowacki wykombinował znakomicie. Otóż, trzon historii stanowi słynny wywiad Lecha Wałęsy udzielony włoskiej dziennikarce Orianie Fallaci. Na przeciwko siebie postawił zatem dwie silne, bezkompromisowe osobowości, znające swoją wartość, obie autorytarne w zachowaniu i narcystyczne. Słowem, zderzenie tytanów. Obmyślił to autor na medal! Bonus to wyjaśnienia, dopowiedzenia i seria niewykorzystanych pomysłów scenariuszowych. Pisarz stara się zrozumieć reżysera, czyli Andrzeja Wajdę, który chce dać lekcję obywatelskości kosztem wszelkich racji artystycznych, co Głowacki nie przypłaca omało, jak powiada, zawałem serca. Na marginesie należy dodać, że pomysł Wajdy, by scenariusz do filmu o Lechu Wałęsie napisał właśnie Janusz Głowacki był naprawdę wywrotowy. W końcu jak sam o sobie mawia ten konkretny pisarz nie jest w stanie, nie potrafi, po prostu, ponad jego siły fizyczne i mentalne jest pisanie pomników i kapliczek. Natomiast Wajda to „Człowiek z marmuru” i z żelaza, mistrz od monumentów. Czyli co: Lech Wałęsa Wajdy ze scenariuszem Głowackiego?! A jednak powstał „Wałęsa. Człowiek z nadziei”.
Książka to zbiór esejów o polskiej naturze nie tej ewangelicko-zawistnej i małostkowej, zapominającej o tym co dobre wznoszącej na wyżyny błędy. Pełna osobistych wspomnień i anegdot, a wszystko to potraktowane po głowackiemu satyrycznie z ironią i cynizmem; i śmieszno, i straszno. No choćby moment gdy Głowacki opowiada jak to został zdrajcą. Opowiada po swojemu, że nie jest moralistą, ale ma pewne zasady, których się trzyma i nawet szantaż na rodzinie nie zmusi go do tego, by za darmo fałszował historię. Tak, to został pisarz zdrajcą, a przechodząc przez Krakowskie Przedmieście (już po kwietniu 2010), musiał się z niego ewakuować do Bristolu. Przywódca obrońców wiadomo czego krzyknął pod jego adresem, by ten szedł pić za te pieniądze, które mu wiadomo kto płaci. Cóż, jak powiada dramaturg, to poszedłem pić.:)
***
Spróbujcie obejrzeć film konfrontując go z lekturą tej książki.
Dodaj komentarz