Jerzy Pilch, Marsz Polonia, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2008.
-Co powiedziała jasnowidzka?
-Coś złego
-O nas?
-O Polsce. (s.190)
W imię Ojca i Syna, i Ducha Opowieści, Amen. (s.7)
Przecież to książka z 2008. Dawno i nieprawda. Czy aby na pewno?
W dniu swoich pięćdziesiątych drugich urodzin, w dniu upalnym, bohater, a zarazem narrator, rusza na poszukiwania kobiety idealnej, na niebywały podryw, na przypomnienie rozkoszy młodości. Poszukiwania prowadzą go do wesołego autobusu, który wiezie gości na balangę balang do Beniamina Bezetzny’ego. A Beniamina znamy wszyscy. Beniamin to przecież zło w czystej postaci:
Ekscentryk nad ekscentrykami? Swawolnik nad swawolnikami? Raczej: Diabeł wcielony albo Szatan we własnej osobie. Wysłannik piekieł alias Beniamin Bezetzny. (s.28)
Podczas podróży do rezydencji Bezetzny’ego przed oczami bohatera, a zarazem narratora, przemykają nowobogackie wille, rozpadające się po PRL-owskie domostwa. Bogactwo miesza się z biedą, a wczesny kapitalizm z późnym PRL-em.
Impreza u Bezetzny’ego to impreza, na której są wszyscy. Dawni opozycjoniści i aparatczycy słusznie minionej władzy, gwiazdy pop, aktorzy, znani dziennikarze sportowi i nie sportowi też, władza i biznes, a dalej, no oczywiście, masoni, żydzi, cykliści, a i duch Czesława Miłosza przemknie. Same archetypiczne postacie. Każdy się objada, każdy z każdym wódkę pije.
Miesza się tu cynizm, obłuda, żądza władzy, hierarchie. Nim jednak bohater, a zarazem narrator, dotrze na tę spektakularną zabawę, wysiądzie i spotka się z tymi, którzy nie trawią Bezetzny’ego i jego gości, z tymi, którzy są prawdziwym Narodem, prawdziwymi Polakami -Katolikami. Naród szykuje się do rewolty. Naród przygotowuje się do uciszenia zabaw elit na balandze balang.
Tymczasem u Beniamina Matka Polka ma wszystkiego dość, toteż wskakuje na stół i rozpoczyna striptiz, podczas gdy zamordowani opozycjoniści wykłócają się o to czyja śmierć jest bardziej uświęcona, bardziej błogosławiona.
Wszyscy czekają na finał. Oto ma się odbyć mecz Arki Przymierza, czyli prawdziwych Polaków, z wieżą Babel, czyli gośćmi Bezetzny’ego. A wszystko podlane przez autora nakreślonymi ironicznie – cynicznymi portretami, karierowiczów z korporacji, karierowiczów ze świata polityki, etc; tak zwanych elit i tych, którzy do nich aspirują, tych, co się zwą prawdziwymi Polakami, ultrakatolików jednym słowem. Napięcie takie, że aż iskrzy. Coś się musi wydarzyć, grom z jasnego nieba, ktoś kogoś trzaśnie nie wiadomo. Nie wiadomo czy się wydarzy, a jak się, wydarzy, to czy zostanie zauważone.
Bawi się Pilch narodowymi mitologiami. Ośmiesza, pokazuje w krzywym zwierciadle obraz własny Polaków. 2008 pytacie? A może 2015? Marsz, marsz Polonia…
.
Dodaj komentarz